Sezon wakacyjny jeszcze się nie rozpoczął, ale długa zima dała już się wszystkim solidnie we znaki i powoli zaczynamy marzyć o jakimś last minute, tam, gdzie temperatura jest wyższa niż 15°C, a słońce nie chowa się za chmurami.
Jednak dla tych, którzy na razie się nigdzie nie wybierają, jest takie miejsce w Warszawie, gdzie można się poczuć jak na wakacjach.
W Warszawie już od kilkunastu lat działa w dwóch lokalizacjach przy Alei Solidarności restauracja Le Cedre, oferująca bogate menu libańskich przystawek mezzah, dań głównych i win.
Liban nigdy nie był na liście moich wakacyjnych destynacji, ale kuchnię libańską bardzo sobie cenię. Duża ilość przekąsek na bazie warzyw, hummus, grillowane mięsa i świetne wina od zawsze były znakiem rozpoznawczym tej kuchni.
Restauracja Le Cedre przy Alei Solidarności 84 to przytulne miejsce z dwiema salami. Pierwsza sala, oświetlona tylko dyskretnym światłem, oferuje stoliki dwu i cztery osobowe, a druga, jaśniejsza, oferuje również stoły dla większych grup. Muzyka wpisuje się stylem do miejsca i na szczęście nie jest zbyt głośna i nie przeszkadza.
Karta jest bogata, ale na tyle klarowna, że szybko można wybrać coś dla siebie, nie zastanawiając się długo. Można wybierać pojedyncze dania z karty, jednak obawiam się, że cena za obiad skomponowany samemu będzie wyższa, niż wybór gotowego zestawu.
Dużo lepszą opcją jest wybór z zestawu/ menu. Restauracja oferuje różnego rodzaje menu, od Menu dla pary (tak się nazywa) za 99 zł dla dwóch osób, poprzez menu za 130 zł i 150 zł, aż do najbogatszego Menu Le Cedre za 199 zł dla dwóch osób. Wegetarianie też nie będą zawiedzeni, bo menu wegetariańskie jest równie obfite, jak bogate menu mięsne w tej samej cenie 150 zł za dwie osoby.
My wybraliśmy Menu Loubnan za 130 zł i był to bardzo dobry wybór, bowiem 6 zakąsek na zimno i 2 na ciepło są wystarczające by zaspokoić nawet największy głód, chyba, że ktoś pości cały dzień w oczekiwaniu na kolację:)
Zakąski są podawane od razu, bez czekania, obsługa jest szybka, uprzejma i bardzo pomocna w doradzaniu potraw. Serwując zakąski, kelnerka szybko objaśniła, co jest czym, zatem nie musieliśmy się zastanawiać co jemy. Zakąski podawane są z arabskim chlebem khobez w formie placka.

Mezzah – dla nich warto tu przyjść

Zakąski na ciepło równie dobre
Nasze danie główne składało się z grillowanych szaszłyków z kurczaka, szaszłyków z grillowanej jagnięciny, gołąbków duszonych w sosie czosnkowo-cytrynowym, podawanych na aromatycznym ryżu.

Nikt nie wyjdzie stąd głodny
Karta win jest bogata i oprócz win libańskich, oferuje szereg win z Europy i Nowego Świata. Wybór win libańskich jest, oczywiście jak na restaurację libańską przystało, całkiem spory, do wyboru są cztery wina białe, dwa różowe i aż trzynaście win czerwonych.
Zdecydowaliśmy się na świetne białe wino libańskie z winnicy Domaine de Tourelles, położonej w Dolinie Bekaa, założonej przez Francuza François-Eugène Brun’a w drugiej połowie XIX i do dzisiaj produkującej bardzo dobrze zrobione wina.
To wino z rocznika 2014, to kupaż trzech szczepów – 78% Voignier, 18% Chardonnay i 4% Muscat d’Alexandrie, czyli Muskatu Aleksandryjskiego, który w rezultacie daje wino owocowe, świeże, rześkie, idealnie łączące się z aromatyczną kuchnią libańską.
Voignier sprawia, że wino jest na początku intensywnie owocowe, o armatach letnich, słodkich owoców, brzoskwiń i moreli, podkreślonych przez miodowe nuty Muskatu Aleksandryjskiego. Kwasowość jest dosyć niska, a w końcówce pojawia się lekka goryczka, która jednak świetnie się łączy z przystawkami z kurczakiem w duszonym w warzywach, z humusem, czy pastą z bakłażana. To wino powinno być podawane do posiłku, bo samo mogłoby być trochę męczące, natomiast w towarzystwie jedzenia, otwierało się idealnie, a goryczka znikała zupełnie. Bardzo dobrze dawało sobie rade z daniem głównym, z grillowanym kurczakiem i jagnięciną.

Idealny towarzysz kuchni libańskiej
Jedyna wada jest taka, że wino to kosztuje aż 118 zł, ale jest to cena restauracyjna. W detalu jego cena oscyluje w przedziale 50 zł.
A dla poszukiwaczy winiarskich perełek, Le Cedre ma w karcie kultowe wino z Château Musar, oraz czerwone wino z Château Ksara, z jednej z najstarszych winnic w Libanie, założonej przez Jezuitów w 1857 roku. Wino z tej ostatniej winnicy opisywane było przez Rogera Scruton’a, w jego filozoficznym przewodniku „Piję, więc jestem”, gdzie pojawiło się jako wino, które pozwoliło mu lepiej zrozumieć złożoną sytuację polityczną podczas I Wojny Libańskiej, bowiem należy pamiętać, że historia tego małego kraju często przetykana była konfliktami i tragediami.
Na szczęście, nie trzeba wybierać się do Libanu, aby móc cieszyć się lokalną kuchnią, bo restauracja Le Cedre oferuje świetną obsługę, wyśmienite jedzenie oraz interesujące wina w przyjaznym, przytulnym miejscu.
Jeśli zatem macie ochotę na trochę słońca w środku zimy, Le Cedre Was tam zabierze. Polecam.
Jadłem i piłem na koszt własny.