Komu jest potrzebny bloger winiarski. Refleksje po III Zlocie Winicjatywy

W zeszłą sobotę w Hotelu LeRegina, na warszawskim Rynku Nowego Miasta, odbył się kolejny, trzeci już Zlot Blogerów pod auspicjami Winicjatywy.

W tym roku frekwencja był równie wysoka, co rok temu, ale pojawiło się wiele nowych twarzy, a część uczestników poprzedniego zlotu nie pojawiła się.

Pierwsza część programu poświęcona była kondycji polskich blogów o winie w ujęciu liczbowym. Redaktor i właściciel Winicjatywy, Wojciech Bońkowski, przedstawił na liczbach, kto się liczy w mediach społecznościowych, a kto ma jeszcze zadanie domowe do odrobienia.

Na Twiterze w temacie wina niepodzielnie króluje Robert Mazurek, który zajmuje pierwsze miejsce, podobnie jak w zeszłym roku. Miejsce drugie i trzecie zajmują Wojciech Bońkowski z Winicjatywy i Adam Pawłowski MS, obaj piszący o winie po angielsku.

Na Facebooku króluje Winicjatywa z ponad piętnastoma tysiącami obserwujących, a zaraz za nią plasuje się Do Trzech Dych i Magazyn Wino, należy jednak wziąć pod uwagę, że za tymi mediami stoi więcej niż jedna osoba.

Co do Facebooka, prezentowane są dwa podejścia, jednym z nich jest promowanie profilu prywatnego, gdzie zamieszczane są posty z bloga i wszystkie inne ciekawostki z życia blogera. Drugim podejściem jest stworzenie dedykowanego fanpage’u i promowanie własnej marki. Każde z tych podejść ma swoje plusy i minusy. Plusem promowania profilu prywatnego jest to, że algorytm Facebook’a nie ogranicza wyświetleń tak bardzo jak w przypadku fanpage’a, a dodatkowo nie trzeba płacić za dotarcie do większej ilości fanów, jednak minusem jest to, że profil prywatny nie do końca jest poświęcony tylko pasji winiarskiej, więc siłą rzeczy mogą się tam pojawiać informacje z innych dziedzin, co niekoniecznie może dobrze wpływać na spójność komunikacji. Zatem każdy z nas musi rozważyć, które strategia przynosi więcej korzyści i jaki model komunikacji wybrać.

Aktywność na blogu, to kolejna miara oceny blogera, chociaż niektórzy mogą się nie zgodzić, że im więcej tym lepiej. Niemiej jednak, kluczem do rozpoznawalności i powiększania kręgu czytelników jest regularność zamieszczania wpisów i wielokanałowość, czyli obecność w wielu mediach naraz.

Każdy, kto prowadzi bloga od jakiegoś czasu, doskonale zna stan zmęczenia i wypalenia, kiedy już się nie chce dalej pisać i przychodzą myśli, by rzucić to całe blogowanie. Problem znany jest jako „syndrom drugiej książki”, czyli wypalenie po pierwszym, bardzo aktywnym okresie pisania i budowania własnej marki, po którym następuje okres spowolnienia i czasami wręcz zarzucenia pisania.

Niektórzy wychodzą z tego okresu zwycięsko, z na nowo zdefiniowanym celem, może nawet lepszą strategią pisania, inni zarzucają pisanie, wracając do utartych kolein życia, inni ewoluują i zajmują się innymi projektami.

Warto tutaj wspomnieć Gary’ego Vaynerchuk’a, który swoją karierę rozpoczął od pierwszego w tamtym czasie vloga, czyli bloga filmowego. Ta działalność na początku miała za cel zwiększenie rozpoznawalności sklepu z winami jego ojca. Zaangażowanie Garego i stworzenie Wine Library.tv przełożyło się na wzrost obrotów z $3M do $60M rocznie. Od tego czasu Gary przeszedł długą drogę i dzisiaj jest autorem książek, celebrytą i autorytetem w dziedzinie wykorzystania internetu do budowania firm, a obecnie stoi na czele potężnej firmy VaynerMedia oferującej pełen zakres usług marketingowych.

Jednym z warunków osiągnięcia sukcesu w tej dziedzinie, chociaż nie jedynym, jest regularność pisania. Wiemy jak trudno jest się zmusić do napisania jednej notki na dwa-trzy dnia, a co dopiero pisać codziennie. Jednak tylko regularność pisania pozwolą stworzyć i ulepszać nasz warsztat i dadzą możliwość, by czytelnicy nas znaleźli i czytali.

Jak wspomniał Wojtek Bońkowski, takim blogerem, słynącym z regularności pisania, jest Jamie Goode, który może i nie ma takiej dostojności w pisaniu, jak Andrew Jefford czy Oz Clarke, nie jest też tak doskonałym degustatorem jak Tim Atkin, ale charakteryzuje go podziwu godna konsekwencja w pisaniu. Pisze on i utrzymuje relacje z czytelnikami praktycznie każdego dnia.

Wśród blogerów piszących o winie, na pierwszym miejscu pod względem częstotliwości publikacji od stycznia do końca maja tego roku znalazły się blogi Do Trzech Dych (191 wpisów), Winicjatywa (163) i Winniczek, czyli Agata i Wojciech Galińscy (151).

Mieliśmy również okazję wysłuchać bardzo ciekawego wystąpienia Pani Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek, z bloga Kuchniokracja, która podzieliła się ze swoimi doświadczeniami w tworzeniu bloga i zwiększaniu ilości czytelników i konsekwentnym budowaniu swojej marki. Dla niej sposobem na wejście na poziom profesjonalny w pisaniu bloga, było znalezieni niszy, gdzie zajęła się teoria żywienia. Na początku zaczęło się od pasji, a dzisiaj Pani Magdalena jest autorką pięciu książek o kuchni i jej znaczeniu w kulturze, między innymi Tradycje kulinarne Japoniii Japońskie Słodycze.

Po przeglądzie aktywności i niejako po sprawdzeniu stanu liczebnego polskiej blogosfery winiarskiej i po wystąpieniu autorki Kuchniokracji, rozpoczął się panel dyskusyjny, który wywołał wiele emocji. Panel Po co nam blogi o winie? Okiem reporterów został sprowadzony do pytania, czy importerom są potrzebni blogerzy.

Dyskusję miał rozpocząć Sławomir Hapak, reprezentujący firmę Interwin, jednakże z powodu problemów technicznych i słabej jakości połączenia, nie udało się go wysłuchać.

Kolejny głos w dyskusji, zabrany przez Sławomira Chrzczonowicza z Winkolekcji, podgrzał atmosferę, kiedy powiedział on cokolwiek prowokacyjnie, ze blogerzy nie są importerom do niczego potrzebni. Informacje dostarczane przez blogerów nie przekładają się na bezpośrednią sprzedaż wina, która ma miejsce głównie w restauracji. Sprzedaż wina w sklepie też nie zależy prawie w żadnym stopniu od działania blogerów. Ani klienci restauracji, ani sklepu nie kierują się rekomendacjami blogerów i nie dokonują wyboru na podstawie przeczytanego wpisu na blogu.

Następnym uczestnik panelu, Łukasz Bogumił z Wineonline, rozpoczął od tego, że on, jako przedstawiciel importera, chce i widzi sens współpracy z blogerami.

Wśród pozytywnych stron wymienił dużą liczbę blogerów piszących o winie w Polsce. Jednak zaraz za tym pojedynczym pozytywnym stwierdzeniem wymienił całą rzeszę negatywnych zjawisk, które można zauważyć w tej grupie.

Na początek wymienił chorobę, na którą cierpi większość blogów, czyli anonimowość i brak informacji lub bardzo ograniczona informacja w zakładce „O mnie” na blogu. Uznane to zostało za duży błąd, bo nie pozwala na identyfikacje blogera i zamyka możliwości dotyczące potencjalnej współpracy z importerami. Wineonline jest otwarte na współprace z blogerami, ale bloger, szczególnie na początku swojej drogi ma nadal więcej do udowodnienia importerowi niż na odwrót.

Pan Łukasz podzieli blogerów na trzy grupy – pamiętnikarzy, którym nie zależy na wzroście i na współpracy z importerami, którym wystarcza prowadzenie bloga, jako notatnika zawierającego opis degustowanych win. Druga grupa to blogerzy, którzy zdają sobie sprawię, dla kogo piszą i po co piszą i którzy aspirują do współpracy z importerami, ale jeszcze nie są profesjonalistami i ich blogi często wymagają dalszej pracy i ulepszeń. Trzecia grupa, to grupa profesjonalistów, dziennikarzy z branży winiarskiej, którzy działają i pracują, po to by taką współpracę z importerami nawiązać. Wineonline szuka blogerów w z grupy drugiej i trzeciej do współpracy.

Jednak blogerzy z grupy drugiej nie zawsze są na taką współpracę gotowi. Najczęstszym powodem jest wspomniana wyżej anonimowość bloga i brak podstawowych informacji, takich jak cel pisania, miejsce zamieszkania i podstawowe wiadomości o autorze.

Miejsce zamieszkania jest jedną ze wskazówek, pozwalającą precyzyjniej komunikować się z blogerami i informować ich o nadchodzących eventach czy degustacjach.

Kolejną słabością jest strona techniczna i graficzna blogów. Przedstawiciel Wineonline zarzucił niską jakość stron i nieciekawy design. Jako przykład podał bloga o ładnej graficznie stronie, ale pełnej zdjęć słabej lub złej jakości. Te niedostatki graficzne mogę się też przejawiać w sytuacji odwrotnej, kiedy to zdjęcia są na bardzo wysokim, artystycznym poziome, a platforma blogowa i szablon jest dosyć słaby graficznie. No cóż, są to całkiem bolesne uwagi prosto w ego blogera.

Irek Wis z bloga Blurppp, Zapiski z Pustyni odniósł się do tych uwag, podkreślając, że temat pisania o winie jest o tyle szczególny, że po dosyć krótkim czasie te wpisy tracą na aktualności, bo wina, o których piszemy znikają ze sklepów. Ważna to uwaga, ale jest wiele branż równie efemerycznych. Dodatkowa uwaga dotyczyła trudności w pozycjonowaniu tematu danego wpisu, bo blogerzy winiarscy nie dysponuja wieloma ogólnymi hasłami, takich jak choćby „pieczeń wołowa” na blogach kucharskich, bo my podajemy nazwę konkretnego wina i o nim piszemy. Możemy się jedynie posiłkować kategoriami typu kraj pochodzenia i szczep.

Sławek Sochaj z enoeno, widocznie niezadowolony ze stwierdzenia, że to blogerzy mają ciągle coś do udowodnienia zaproponował z kolei odwróconą sytuację, kiedy to blogerzy oceniają importerów. Ciekawe wyzwanie, chociaz trudne w realizacji  w świetle uwag importerów.

Kolejne głosy w dyskusji podkreślały znacznie używania odpowiednich tagów w tekście i w zdjęciach, czego znaczenie podkreślał Maciek Gontarz z Viniculture.

W podsumowaniu Łukasz Bogumił podkreślił, że oprócz tych braków wspomnianych wyżej ważne są takie podstawy działania, jak komunikacja mailowa i potwierdzanie przyjęcia zaproszenia na degustację lub informacja o rezygnacji z zaproszenia. Ponadto oczekuje się, że blogerzy wykażą większą aktywność w dyskusjach w swoim środowisku, choćby na forum Winicjatywy i udzielanie się w komentarzach pod artykułami. Na koniec wskazano na nową niszę, szczególnie w Polsce, jaką są wideoblogi, zwane vlogami, których przedstawicielem był Jurek Kruk z 4senses.tv, już współpracujący z Woneonline.

Panel

Na szczęście głosem tonującym tę dyskusje była przedstawicielka Lidla, która podkreśliła znacznie blogerów dla promocji wina sprzedawanego w sieci Lidl oraz zaangażowanie Lidla, by blogerów wspierać i promować.

Pytanie ostatnie dotyczyło kwestii fundamentalnej dla blogerów, a mianowicie, gdzie w tym całym pędzie blogera nastawionego do współpracy z importerem jest czytelnik. Blog z założenia powinien być bezstronny, to znaczy nie faworyzować win od importerów, z którymi współpracuje, choć subiektywny, bo pisanie o winie nigdy nie jest obiektywne, w końcu każdy ma swoją opinię na temat wina. My, jako blogerzy, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, dla kogo piszemy, czy dla nas samych, do pamiętnika, dla naszych znajomych i rodziny, czy dla kolegów blogerów, piszących o winie, którzy są dla nas inspiracją, ale zamykamy się w gronie osób, które podzielają te same pasje, co my.

Najlepsi blogerzy w świecie anglojęzycznym, tacy jak Wine Folly, mają po kilkaset tysięcy unikalnych użytkowników miesięcznie, chociaż są to raczej wyjątki niż reguła. Robert Parker, wyrocznia dla całego świata wina, były redaktor naczelny Wine Advocate, przyciąga(ł) około 70 tysięcy czytelników miesięcznie. Należy tutaj jasno stwierdzić, że blogi o tematyce winiarskiej nigdy nie będą w czołówce popularności, bo odbiorców wina jest niewielu, a z tej całej grupy zaledwie procent jest zainteresowany czytaniem recenzji win.

Degustacja w ciemno przyniosła wiele zabawy. W zeszłym roku win było aż 14, w tym roku było ich dziewięć, z tego aż sześć białych. Już na początku Wojtek Bońkowski, w ramach podpowiedzi, powiedział, że jest coś, co łączy te wszystkie wina. Ci, którzy domyślili się, że chodzi o Francję, mieli znacznie ułatwione zadanie. To, że wszystkie wina były z Lidla domyśliłem się na początku, nie wziąłem jedynie pod uwagę, ze są z jednego kraju.

Opis nowej oferty win Lidla na lato oraz opis świetnej degustacji win z Hiszpanii, prowadzonej przez Ewę Rybak i Krzysztofa Dobryłko, zostawiam sobie na inną okazję.

Co do After Party w Enotece, to po dniu pełnym wrażeń, było to miłe wytchnienie, a do tego wiązało się z wielką zaletą, jaką było jej bliskie umiejscowienie obok hotelu LeRegina.

Wielkie podziękownia dla Winicjatywy i do zobacznia za rok.

O zlocie Winicjatywy możecie poczytać również tutaj: Blurppp, zapiski z pustyniWine Trip Into Your SoulVinicultureNasz Świat WinNieWinne PodróżeNoż i widelecWinne przygodyWinniczek i Z winem do kina, Italianizzato, EnoEno

W Zlocie brałem udział na zaproszenie Winicjatywy.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Degustacja, Wydarzenia i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz